Zebraliśmy się po 10-tej i pojechaliśmy w stronę Fagernes. Specjalnie się nam nie śpieszyło, więc zatrzymywaliśmy się na parkingu z malinami, w maleńkiej wiosce na zakupy i spacer, na lody (2 rożki w sklepie to 'jedyne' 50 koron). Pogoda była iście kwietniowa. Za oknem góry, pagórki, rzeki, jeziora i lasy. Dla nas ślicznie, jednak dla przewodnika Lonely Planet tereny te okazały się zbyt mało atrakcyjne żeby je ująć.
W deszczu dojechaliśmy do Boflaten Camping, gdzie chłopaki opanowali plac zabaw i ubłocili się cali, przecząc twierdzeniu, że 'podczas deszczu dzieci się nudzą', nasze się brudzą ;) Wieczorem deszczowi się w końcu znudziło i pochodziliśmy chwile po okolicy.