Trasa w stronę Dombasu wg. przewodnika LP zasługuje na to żeby ja pokonać zarówno autem jak i pociągiem. Może gdyby ceny biletów nie zwalały z nóg to przejechalibyśmy się pociągiem, ale po prostu przejechaliśmy nią samochodem. Przez dosyć długi czas jechaliśmy wzdłuż torów kolejowych i rzeki. Pogoda też pokazała swoje słoneczniejsze oblicze. Widoki były ładne, ruch nieduży a droga szeroka.
W Dombasie zatrzymaliśmy się na placu zabaw, koło którego, jak się okazało, był pomnik ofiar II wojny światowej. Tutaj podobno zginął pierwszy amerykański żołnierz podczas wojny.
Następny przystanek poświęciliśmy na zwiedzanie drewnianego kościoła, na uboczu, w małej wiosce, bez tłumów ludzi i biletów wstępu.
Na kempingu byliśmy wyjątkowo wcześnie, bo ok 15-tej, na szczęście, bo przeczucie, że nasza rezerwacja mogła zostać nieodnotowana sprawdziła się. Odpowiedź na maila dostałam o treści 'OK' i wydawało mi się to podejrzanie lakoniczne. Na szczęście mieli jeszcze wolne domki, nasz była najnowszy, najładniejszy i najtańszy z dotychczasowych (400 koron), pomimo ze kemping jest duży a w kuchni i łazienkach były kolejki,to wielka patelnia, nowy piekarnik i położenie kempingu zdecydowanie zostawią miłe wspomnienia . Zaraz za domkiem była polna droga prowadząca do lasu, nazbieraliśmy więc malin, jagód i poziomek. Po kolacji poszliśmy do lasu na dłuższa wycieczkę i znaleźliśmy grzyby :) Nazbieraliśmy kozaków na śniadanie.