Ostatni dzień w Norwegii przywitał nas niespodzianką- za domek musieliśmy zapłacić gotówką (pierwszy raz podczas pobytu). Zaowocowało to jeżdżeniem do bankomatu, ale nie było to wielkim dramatem, bo odlot mamy wieczorem.
Dzień, dla odmiany postanowilsmy spędzić leniwie, żeby nie przegrzać (w cudzysłowie i dosłownie) latorośli.
Połaziliśmy po Stavern, pochodziliśmy po skalistym wybrzeżu, zanudzilismy się na amen oglądając pracę kombajnu i wylądowaliśmy na plaży dzieląc ja tylko z kilkoma osobami.
Wieczorem pojechaliśmy do Sandefjord, oddaliśmy samochód i polecieliśmy do Manchesteru.
Ha det Norwegio! Do następnego razu! Będziemy tęsknili :)