Dzisiaj nie było bardzo ciężko, ale jakoś dziwnie. Ścieżka schodziła stromo w dół, do wioski, zeby potem się piąć stromo w górę do następnej i tak kilka razy. Parę razy przechodziliśy przez dosyć niebezpieczne stromizny, gdzie były np.wilgotne schody kamienne i korzenie między nimi. Kijki się bardzo w takich warunkach przydaja.
Przechodziliśmy przez las, gdzie wg. przewodników mają być małpy, ale niestety żadnej nie zobaczyliśmy.
Szliśmy cały dzień zboczem jakiejś góry lub gór i mieliśmy świetny widok na dolinę Dudh Kosi. Podobno w niekórych momentach byliśmy ok. 1000 m. ponad rzeką. Mielismy zamiar zatzrymać się na noc w wiosce Chaunrikharka, która była wymieniana, jako jedna z ładniejszych na trasie. Wioska rzeczywiście bardzo ładna z kilkoma murkami mani i kilkoma stupami. Wchodzac do niej nie mogliśmy się postrzymać od wyobrażania sobie jak wielkie głazy staczały się do tej dolinki, w której teraz żyją ludzie. są wielkości domów i często w jakiś sposób wykorzystane-"przytulają" np. budynki gospodarcze. Wioska wygląda trochę walijsko, ze wzgledu na to, ze głowna ulica ma murek kamienny po obydwu stronach.
Niestety niegdzie nie wypatrzyliśmy miejsca w którym chcielibyśmy się zatrzymaći tak dotarliśmy do szlaku Lukla-Namche. zrobiliśmy rozeznanie w 3 GH-achi wróciliśmy do pierwszego, gdzie rozmawiialiśmy z sympatyczną dziewczyną.
Doszli tez do nas NZ-cy. Angela rozmawiała z Pembą (to dosyć popularne imię), która pochwaliła nam sie tatą, pięciokrotnym zdobywcą M. Everest. Okazałos ię, ze ona ma 14 lat ( i praktycznie prowadzi ten przybytek, bo mama nie mówi po angielsku), za rok kończy szkołę i marzy o wyjeździe do USA. Chyba trochę ją rozumiem, pewnie patrzy codziennie na ludzi z całego świata, którzy przechodzą pod jej oknami i ma wrażenie, że w jej życiu się nic nie dzieje...