Rano pogoda była okropna, więc nikt z nas na Gokyo Ri nie poszedł, nie miało to sensu.
Zastanawiając sie nad pogarszającą się pogodą zrezygnowaliśmy z przejścia przełęczy Cho La albo spędzania kolejnego dnia w Gokyo i czekania na lepszą. Podjęliśmy decyzję o zejściu w dół do Phortse i ponownej wędrówki do EBC.
Wszyscy bardzo chcieliśmy przejść Cho La, ale wiedzieliśmy, ze jest to możliwe tylko przy bardzo dobrej widoczności.
Muszę tu wspomnieć, ze wyszliśmy w Gokyo godzinę później niż planowaliśmy, bo zatrzasnęłam w pokoju klucz od kłódki na drzwiach. Gospodarz przeszukał chyba pół domu i przyniósł nam chyba z 200 różnych kluczy i na szczęście 198-my pasował.
Do Phortse chcieliśy pójść drugą stroną rzeki żeby sobie zmienić perspektywę. Dotarliśmy do Pangka, gdzie miał być most na drugą stronę i okazało się, ze go nie ma. Wczesniej w GH-sie starsza Francuzka powiedział mi, że podobno go zdjęli, zeby go woda nie porwała, ale nie była przekonująca.
Mostu nie było i po poszukiwaniu dogodnego miejsca do przejścia rzeki i próbie Cezarego musieliśmy się poddać. Mimo, ze zaledwie kilka km od żródeł Dudh Kosi była tak rwąca, ze nie było szans na jej pokonanie. Wróciliśmy na szlak i po wyjściu z Machhermo poszliśmy "na skróty" co zaowocowało wylądowaniem na jakiejś ścieżce dla jaków i znowu musieliśmy iść ostro w górę żeby dojść do szlaku.
Na szczęście od tego momentu nie mieliśmy większych problemów i dotarliśmy do Phortse Thenga , gdzie na szczęście most był i mogłiśmy przejść do Phortse.
Tam spędziliśmy ostatni wieczór z Angelą i Jono . Oni będą szli trochę wolniej ze względu na samopoczucie Jono.
Na pożegnanie zaszaleliśmy i kupiliśmy im i sobie po Snickersie (Cezary-mistrz targowania wynegocjował za nie 500 Rs).