Do Delhi dolecieliśmy o 20-tej. Czekanie na bagaże, a wcześniej wypełnianie podobnego papierku do wniosku o wizę i wymiana pieniędzy trwało ok. godziny. Na szczeście pośród kilkunastu osób z tabliczkami był człowiek dzierżący wielki napis z naszym nazwiskiem. Przywitał się, po czym wziął wózek z bagażami od Cezarego ignorując Olę z drugim wózkiem (witamy w Indiach, sir Cezary górą) i pojechaliśmy do zabukowanego kilka dni wcześniej przez internet hotelu. Przejazd zajął nam ponad pół godz. i z pewnym sentymentem obserwowałam podobny do nepalskiego styl jazdy. Mają tutaj bardzo dużo motorikszy, takich zielono-żółtych trójkołowek, z przodu z miejscem dla kierowcy a z tyłu dla 3 pasażerów.
W hotelu okazało się, że najtańsze pokoje dostępne tej nocy są za 480 INR (rupia indyjska-1 funt to ok.70 rupii). Tyle samo kosztowała taksówka, dorzuciliśmy 100 INR napiwku, o który kierowca poprosił ( po czym wyciagnął z bagażnika i zaniósł do hotelu 1 plecak-Cezarego).
Hotel Namaskar,w bliskiej odległości stacji New Delhi w backpakerskiej dzielnicy Paharganj, pierwszy z listy Lonely Planet cudem nie jest, ale ma łazienkę i to nam wystarczy. Polecany przez wszystkich Downtown nie ma mailowego kontaktu (nie znalazłam) i ze względu na późny przyjazd nie chcieliśmy ryzykować łazenia po nocy i szukania go.
Wrzucilismy nasze rzeczy i poszliśmy spotkać się z Fausto, naszym piatym uczestnikiem wycieczki, który mimo, że miał też spać w tym samym hotelu został ulokowany w sąsiednim. On przyleciał wczoraj, więc zaznajomiony juz trochę oprowadził nas po okolicy.
Zdjecia ponizej dotycza dnia jutrzejszego, zagapilam sie przy wrzucaniu.