Zmęczona wczorajszym chodzeniem w sari ucieszyłam się jak Suki powiedział, ze skoro dzisiejsze przyjęcie jest u niego w domu nie musimy się przejmować strojem. Na wszelki wypadek wzięłam jednak sari ze sobą i jak przyszła siostra Sukiego spytać się czy je ubieram wiedząc, ze sprawię im tym radość poprosiłam żeby mnie ubrała .
Przyjecie weselne w tej części Indii ku naszemu zaskoczniu odbywa się bez żadnych tańców ani śpiewów. Muzyka leciała z głośników.
Centralnym miejscem był olbrzymi baldachim pod którym stał tron a na nim przez kilka godzin siedziała świeżo poślubiona żona przyjmując ludzi z którymi robiła sobie zdjęcia (albo oni z nią, nie wiem, która strona była bardziej zdjęciami zainteresowana). Celem całego przyjęcia było spotkanie człoków rodzin i przyjaciół, rozmowy oraz kolacja. Wszystko z racji gwarantowanej pogody odbywało się na świeżym powietrzu i pod olbrzymim namiotem.
Znowu dzisiaj poznaliśmy niezliczoną ilość ludzi i pozowaliśmy do zdjęć.
Kolację jako jedyni zjedliśmy używając sztućców ( Suki nawet o to zadbał), gdzyż wszyscy jedzą tu po prostu palcami. Musieliśmy też zrezynować z deseru lodowego ze względu na nasze żołądki i tego, ze jest to jedznie "bardzo wysokiego ryzyka".