Późnym popołudniem dotarliśmy do domu moich rodziców i w ten sposób nasza podróż poślubna dobiegła końca.
*Historia Leonka
Autokar którym jechaliśmy z Mołdawii do Odessy zespuł sie gdzieć w jakiejś wiosce. Kierowca i kilku ludzi coś tam przy nim grzebało, a my poszliśmy do oddalonego jakieś 100 metrów sklepiku. Przed wejściem na ławeczce dwóch starszych tubylców popijało wódke. Ja skoncentrowałam się na tym, żeby kupić coś do picia (miałam 1$). Włsciciel zgodził się na wymianę. W czasie moich zakupów jeden z pijących wódke mężczyzn wszedł do sklepu i poprosił o największego arbuza jakiego mieli. Nagle usłyszałam, ze autobus trąbi. Wybiegłam ze sklepu i krzyknęłam na Cezarego, żeby biegł, bo pojadą bez nas. W połowie drogi dogoniła mnie sklepikarka z resztą z 1$. Za nią biegł Cezary trzymając oburącz arbuza. Ludzie w autobusie musieli miec niezłu ubaw. Chyba myśleli, że ukradlśmy tego arbuza. Jak już doszliśmy do siebie w autobusie, Cezary opowiedział mi, ze dostaliśmy Leonka (tak go nazwaliśmy na cześć Leona Zawodowca i jego doniczki), żebyśmy pamietali, że są jeszcze dobrzy ludzie na świecie. Zawieźliśmy to przesłanie do naszych domów, gdzie Leonek zostal uroczyście podzielony i spożyty w podniosłym nastroju.
No i my ciągle pamiętamy. Pamiętaliśmy nawet, jak nas okradli, bo w końcu chyba nie byli tacy źli skoro oddali nam połowe pieniędzy...