W nocy lało, żeby to odpowiednio uczcić Antek obudził się w nocy i nie mógł zasnąć a Stefek wstał o 6. Jak już wszyscy wstaliśmy tak wcześnie to chłopaki wybłagali błocenie się na placu zabaw co dało nam czas na spakowanie samochodu, prysznic i posprzątanie domku.
Po jajecznicy (my) i jogurcie z arbuzem (chłopców przepis, nawet niezle smakuje) w ulewie opuściliśmy kamping. Wkrótce widoki za oknem zrobiły się bardziej zimne i surowe. Dojechaliśmy do Ovre Ardal trasą nr 53. Widoki po drodze były niesamowite; śnieg, serpentyny, tunele wykute w skałach i spływająca na drogę ze skał woda.
Sam zjazd do miasteczka też jest spektakularny. Przewodnik ciągle milczał najwyraźniej uznając tą trasę za mało ciekawą. Wspomniał natomiast o kolejnym odcinku, z Ovre Ardal do Turtagro, który nazywa się Tindevegen (https://www.en.tindevegen.no/) i jest droga bardzo krętą i wąską. W naszym odczuciu ładniejsze widoki były na poprzednim odcinku trasy, a Tindevegen zrobiła się spektakularna w drugiej połowie, w pierwszej widzieliśmy zazwyczaj krzaki.
Z Turtagro pojechaliśmy trasą 53 (Sognefjell Road) do Lom. Droga nr 53 należy do National Tourist Routes, które przebiegają przez najpiękniejsze tereny w kraju i z pewnością zasługuje na miano 'scenic'. Na szczęście była łagodniejsza i szersza od poprzedniej, pomimo, ze jej najwyższy punkt to 1434mnpm. Co chwilę zatrzymywaliśmy się na punktach widokowych, bo trudno było się nam oprzeć zrobieniu kolejnych zdjęć, pomogło to też żołądkowi Stefka, który zwymiotował w drodze do Turtagro i musiał stać w samych majtkach koło kupki śniegu podczas gdy my szukaliśmy mu czegoś na przebranie i sprzątaliśmy samochód.
Przed Lom zrobiliśmy zakupy i nie zatrzymując się w miasteczku pojechaliśmy na kamping Furuly 25km dalej (920koron za 2 noce). Plac zabaw był naprzeciwko domku więc chłopcy spędzili tam resztę wieczoru.