Szukając informacji o północnej Szkocji natknęłam się na określenie North Coast 500. W przybliżeniu trasa zaczynająca i kończąca się w Inverness ma ok 500 mil. Ktos kilka lat temu porównał NC500 do amerykańskiej Route 66 i okazało się to wielkim sukcesem. Za sukcesem idzie tez krytyka, która głownie dotyczy tego, że ta część kraju jest nieprzygotowana na szybko rosnącą liczbę turystów i nie ma odpowiedniej infrastruktury. Miejsca noclegowe są bardzo drogie. My swoje rezerwowaliśmy w marcu i w niektórych rejonach miesimy trudności ze znalezieniem czegokolwiek. Na spontaniczność można sobie jedynie pozwolić z namiotem ale jest to ryzyko ze względu na nieprzewidywalność pogody. Gdybyśmy jechali sami to pewnie byłaby to dobra opcja, tym bardziej, ze prawo w Szkocji zezwala na dzikie biwakowanie. Z dziećmi jednak nie chcieliśmy ryzykować.
Droga z Inverness do Wick jest ciekawym doświadczeniem. Liczba samochodów stopniowo malała i widoki były przepiękne. Zatrzymaliśmy się kilka razy na spacery i za każdym zakrętem było kolejne miejsce które wydawało się ciekawe. Jak dojeżdżaliśmy do Wick to krajobraz stopniowo zrobił się surowy i gospodarstwa były wyraźnie skromniejsze. Wydaje się, ze w tej szarganej przez wiatr i płaskiej okolicy życie w zimie musi być trudne.
Pod, który wynajęliśmy na dzisiejszą noc był osłonięty od wiatru drzewami i krzakami i miał przymocowane po obu stronach szyny kolejowe wypełnione betonem. Wiatr był mocny i poznaliśmy na własnej skórze słynne midges, czyli lokalne krwiopijcze muszki.
https://www.booking.com/hotel/gb/bower-wigwam.en-gb.html