Niedługo po naszym powrocie z Nepalu , żyjąc ciągle w tamtej rzeczywistości przeczytaliśmy maila od Sukanty.
Suki jest z Indii i robił doktorat w Birmingham, poznaliśmy go w Grace Houses. Teraz mieszka i pracuje w Amsterdamie. Za jego zgodą, w myśl tradycji, rodzice znaleźli mu kandydatkę na żonę. On ją zaakceptował i szybko się zakochał. Niedługo po zaręczynach wzięli ślub cywilny, żeby Amrita mogła dostac wizę do Holandii.
W mailu napisał nam, że w marcu planowane jest tradycyjne wesele, ze jest bardzo szczęśliwy i chciałby żebyśmy też mogli w tych uroczystościach uczestniczyć. Odpisując, ze niewiele nam czasami trzeba żeby się na taki pomysł "napalić" nie przypuszczaliśmy jeszcze, że to możliwe.
Na początku stycznia kupiliśmy bilety i w grupie 5 osób będących w 3 różnych krajach rozpoczęliśmy przygotowania do wyjazdu.
Nikt z nas nie mógł wziać długiego urlopu, więc stanęło na 2 tygodniach. Suki zasugerował, żebyśmy przed weselem pojechali do Delhi i Rajastanu i tak też postanowiliśmy zrobić.
Najważniejszą sprawą okazały się wizy. Okazało sie, że słynna biurokracja indyjska sięga konsulatu też w Birmingham. Wydelegowana Ola po kilku godzinach stania w kolejce wróciła do domu z niczym, bo nie mieliśmy wyciągów bankowych (muszą je przedstawić ludzie spoza UK) i dalismy adres "znajomej osoby" taki sam jak nasz. Z wyciągami i nowym "znajomym" udało jej się zostawić wnioski i paszporty. Na szczęście po ponad tygodniu paszporty przyszły z wizami.
Wizy z jakimiś opłatami i opłatą za kuriera wyniosły ok 45 funtów na osobę.
Bilety B'ham-Delhi, Kalkuta-bBham to 400 funtów za osobę (Opodo).