Suki oświadczył nam, ze jego osoba jest zupełnie zbędna w chaosie przygotowań i postanowił zniknąć rodzinie z oczu i pokazać nam okolicę. Pojechaliśmy więc do Bolpur, gdzie hinduski laureat nagrody Nobla, Rabindranath Tagore, założył uniwersytet.
Założyciel nie lubił szkolnych pomieszczeń, więc większość zajęc odbywa się tutaj pod gołym niebem.
Wszędzie w kampusie widzielismy półokrągłe wybetotowane rzędy "ławek" oraz tablica.
Uniwersytet słynie z nauk humanistycznych i sztuk pięknych, podobno jest też popularnych pośród studentów z Zachodu.
Rikszami pojechaliśmy (nikt z nas nie jest przekonany do tej formy transportu ale nie było alternatywy) do restauracji na obiad a potem obejrzelismy zobaczyć targi lokalnego rzemiosła w budynku obok.
Po powrocie do kampusu pochodziliśmy trochę po stoiskach z pamiątkami (miejsce chyba słynie ze skórzanych torebek, bo były tu towarem nr.1) i pojechaliśmy z powrotem do Memari.
Punktem kończącym wycieczkę była wizyta w sklepie monopolowym w Memari. Cezary, Eirini i kierowca poszli kupić piwo do "liquer shop", czyli jedynego w miasteczku takiego przybytku.. Piwo było oddzielone od kupujacych kratami, zawinięte w papier i było zimne:)
My (pozostali) czekaliśmy w samochodzie, 5 min. później piwo i kupujący przyszli do samochodu w otoczeniu grupy chyba z 20 chłopaków. Cezary pokazując im wnętrze samochodu powiedział im " To są moje żony, włączając Fausto". Okazało się, ze w sklepie wszyscy strasznie byli ciekawi, czy Eirini jest jego żoną:)
Suki uprzedzał nas, ze wielu ludzi od niego ze wsi nie widziało nigdy w życiu obcokrajowca, wiec będziemy nieustannie pod "grabobieciem spojrzeń". Zniknął za to faktor natręctwa, który był tak trudny do wytrzymania dotychczas. Nikt już nie starał się nam niczego sprzedac, ani nas podwozić.
O tej porze roku upały dają sie już we znaki. w dzień temperatury dochodzą do 35 stopni, co sprawia, ze ciagle jesteśmy ospali. Wszędzie jest tu dużo stawów, w których podobno hodują ryby, oprócz hodowli stawy są przeznaczone do brania kąpieli, mycia czegokolwiek i prania.Wieczorami i w nocy jest mnóstwo komarów ( nikt nie zdecydował się na branie tabletek przeciwmalarycznych, bo podobno o tej porze roku komary nie roznoszą malarii). Do każdego pokoju dostaliśmy kadzidełka odstraszające komary i moskitiery. Ludzie z hotelu mieli niezły ubaw, bo oczywiście źle ją chcieliśmy założyć.
Mamy nawet swojego "aniała stróża"o imieniu Mokul, który ciągle przy nas siedzi, wiec doszliśmy do wniosku , że ma za zadzanie nas doglądać.
Piwo okazało sie mieć 8%, więc dużo nam nie trzeba było. W nocy tak jak i poprzedniej wyłaczyli prąd, więc wiatrak przestał pracować. Obudziliśmy się w kałużach potu i tylko otwarcie okien ( wpuściliśmy komary, ale moskitiera naprawdę działa) nas uratowało