Zaplanowana i odwołana (ulewa) w ubiegłym roku wędrówka na Snowdon w końcu doszła do skutku. Ponieważ pogoda była prześliczna tym razem chyba wszyscy mieszkańcy wysp postanowili wyjść z domów. Jest to zjawisko dostrzegalne tutaj, pogoda, jak wiadomo, nas nie rozpieszcza, wiec jak już jest ładny weekend to ludzie głupieją ze szczęścia.
Zerwaliśmy się wcześnie i 4-ma samochodami pojechaliśmy w stronę Walii. O 9-tej , zgodnie z planem byliśmy na parkingu na Pen y Pas i okazało sie, ze miejsc już tam nie ma. Na parkingu właśnie zaczyna się szlak prowadzący na szczyt. W rezultacie samochody wylądowały na parkingu 3 mile dalej a ich właściciele za 1 funta dojechali autobusem do punktu wyjścia.
Poniewaz było nas ok. 20 osób w różnej kondycji pan, który pełnił rolę naszego przewodnika często robił przerwy i starał się zwracać uwagę na nasze tempo.
W sznureczku, pośród setek innych ludzi dotarliśmy na szczyt, tam po popasie zeszliśmy ścieżką nad jeziorka, skąd już po płaskiej ścieżce wróciliśmy pod hostel.