Rano ja Cezary i Krystian pojechalismy do Millom na wielkanocna msze. Oprocz nas i ksiedza uczestniczylo w niej 9 osob. Wzbudzilismy wiec oczywiste (mile zreszta) zaiteresowanie. W tym czasie Ola i Andy przygotowali sniadanie, wiec po napchaniu sie wykraczajacym daleko poza granice wytrzymalosci (dowiedzielismy sie tez np, ze Krystian nie jest "sausage lover" :) wpakowalismy sie do samochodu majac w planie pochodzenie po pagorkach i spalenie kilku kalorii.
Na poczatek zatrzymalismy sie w Ambleside, slicznym miasteczku, na krotki spacer. Potem pojechalismy na Kirkstone Pass, malownicza przelecz, gdzie zostawilismy Andiego, zeby podziwial widoki a sami wspielismy sie na gorke nieopodal.
Z tej gorki wydalo sie nam niedaleko na kolejna a potem na kolejna, az w koncu po kilku godzinach zeszlismy do wioski Hartsop. Niestety tu nie bylo w ogole zasiegu i nie moglismy dac znac Andiemu, gdzie jestesmy. Na szczescie po jakims czasie przyjechal autobus jadacy przez Kirkstone Pass, wiec wsadzilismy do niego Krystiana. Niedlugo pozniej przyjechali obydwaj i wszystkim sie nam porzadnie dostalo za to lazenie (nie zaq lazenie dokladnie, tylko za to ze nie dawalismy zanku zycia). Andy na szczescie dal sie udobruchac obietnica herbaty (ten czlowiek jak kazdy brytyjczyk zywi specjalne uczucia do herbaty). Aby spelnic obietnice zatrzymalismy sie jeszcze w Windermere (tez ladne ale juz nie zwiedzalismy) i potem objezdzajac jezioro o tej samej nazwie pojechalismy do naszego "hotelu". Jutro rano wracamy niestety do B'ham...