O 7.30 mial przyjechac nasz autobus do Marakeszu. Spoznil sie troche i byl prawie pelny. Tym razem bylo koszmarnie malo miejsca na nogi.
W Agdz mielismy przerwe na sniadanie, wiec zjedlismy po 3 kawalki jakiegos biszkopta i dopchalismy mandarynkami z Zagory. Przejazd przez Antyatlas nawet jakos poszedl, ale juz z serpentyn z Tizi n Tichka nie bede miala najlepszych wspomnien. 4 woreczki z zawartoscia mojego zoladka wyladowaly w koszu na najblizszym postoju i zamiast, jak planowalismy, pojechac tego samego dnia do Essaouiry zostalismy w Marakeszu, bo te 9 godz jazdy mnie wykonczylo.
Kolacje wciagnelam jak odkurzacz i po 2 szkalnkach swiezego soku z pomaranczy (pycha) bylam gotowa na podboj bazarow. Celem byla sukienka o ktora poprosila mama Czarka. Problem w tym, ze Maroko to kraj muzulmanski i kobiety nosza dlugie do ziemii szaty z kapturem, ktore wygladaja bardziej jak podomki niz sukienki . Po godzinach ogladania udalo sie nam w koncu cos, co mamy nadzieje sie spodoba.
autobus Zagora-Marakesz 120 MAD/os
mandarynki 5 MAD/kg
szklanka soku pomaranczowego 4 MAD
ciasto 1 MAD/kawalek
sukienka 250 MAD