Dzisiaj rano poszliśmy na modlitwę do "naszej" parafii. Podczas krótkiego nabożeństwa przedstawiciele poszczególnych narodowości modlili sie w swoich językach.
Nastepnie pojechalismy pod wieze, tym razem zeby ja zdobyc- doslownie. Kolejka byla olbrzymia, stalismy ponad godzine , a tak krotko tylko dlatego, ze otwarli jeszcze jedna "noge"wiezy(inaczej byloby 2 godz). Czarek przed wyjazdem umowil sie z kolega na 30-ego na 12 godz pod wieza, ale akurat w tym czasie kupilismy bilety( na szczescie okazalo sie ze Lukasa tez nie bylo). Mozna isc po schodach za 3 euro lub jechac winda za 5, my poszlismy na tansze i ambitniejsze rozwiazanie.
Pieszo wychodzi sie na tzw. drugi poziom(m/w w polowie wiezy). Widok rzeczywiscie zachwyca, ale z drugiej strony przeraza, bo strasznie wialo i mielismy wrazenie ze konstrukcja jest niestabilna. Posiedzielismy tam troche i zjedlismy ciasto ktore upiekla mama Czarka.
Sprobowalismy sie dostac po raz drugi do Notre Dame, tym razem sie udalo. Przejszlismy w wielkim tlumie dookola i zostalismy porwani do wyjscia przez ten sam tlum.
Wieczorem po odebraniu kolacji pojechalismy cala dziewiatka na Plac Pigalle. Kasztanow nie probowalismy, ale za to poszlismy zobaczyc slynny Moulin Rouge slynacy z wystepow erotycznych i musicalu. Przy okazji poogladalismy co maja do zaoferowania liczne sex shopy, wiadomo w grupie razniej:)
Potem dla odmiany poszlismy do dzielnicy artystow