Korzystajac z tego, ze 11 listopada przypada w roku w poniedzialek i mamy kolejny tzw. dlugi weekend postanowilismy wybrac sie do Lwowa. Nie my jedni zreszta.
Pojechalismy oczywiscie stopem, tym bardziej, ze pogoda sprzyjala. Po drodze, gdzies kolo Debicy zostalismy podrzuceni przez samochod, w ktorym juz siedzialy Ula z Ola. Do garnicy jednak dotarlismy osobno.