„Dziadek” o nas zapomniał, musieliśmy dzwonić do niego, żeby odebrał klucze od mieszkania. Kolejny stres to dojazd do lotniska. Okazało się ze nie mieliśmy autobusu, bo ten którym mieliśmy jechać odjeżdża z innego miejsca niż pozostałe. Pojechaliśmy taksówka z dwoma innymi ofiarami „afery przystankowej”.