Pierwotne plany wyjazdu do Rzymu na rowerach spełzły na niczym, bo byliśmy ograniczeni czasowo, więc postanowiliśmy pojechać tam stopem i lokalnymi środkami transportu. Po pozbyciu się wszystkich gości i uprzatnięciu bałaganu stanęliśmy na poboczu drogi gotowi na wielką przygodę.
Lukas na dobry początek sprawił nam prezent i odwózł do Ostrzeszowa.
Już pierwszy kierowca „pokrzyżował” nasze plany. Naszym pierwszym celem miała być Słowacja, ale już w pierwszym samochodzie daliśmy się namówić na podwiezienie do granicy z... Czechami. Po kilku godzinach znaleźliśmy się blisko domu Oli i postanowiliśmy wpaść do niej na herbatke. Wyslaliśmy sms-a szpiegującego czy jest w domu i po południu przyprowaliśmy o palpitacje jej mamę stając na progu i pytajac o Olę.