Po śniadaniu tato Oli zawiózł nas na przejscie garniczne w Chałupkach, skąd przeszliśmy na czeską stronę i złapaliśmy stopa do Ostravy. Miasto objechaliśmy miejskim autobusem i potem snowu stopami dotarliśmy do granicy ze Słowacją.
Tam utknęliśmy na dłużej i gdy już prawie się poddaliśmy nasze koło ratunkowe zadziałało. Nauczeni doświadczeniem z poprzednich wyjazdów wzięliśmy ze sobą małą polską flagę. Dzięki temu Polacy jadacy na Węgry podrzucili nas do Ruzomberoka (po drodze widzieliśmy dwa imponujace zamki na skałach).Kolejny samochód-tym razem ciężarówka z przesympatycznym słowackim kierowcą przewiozła nas przez wysokie, malownicze wzgórza do Bańskiej Bystrzycy.
Rozbiliśmy nasz namiot na wzgórzu nad miastem, zjedliśmy porcję kabanosów z chlebem i po zmroku poszliśmy spać