Kiedy rano zaczęły jeździć pierwsze tramwaje pojechaliśmy na Dworzec Główny. Tam postanowilismy wymienic pieniądze i okazało się, że za bardzo wyluzowaliśmy się po Rumunii. Meżczyzna, który właśnie otwierał swój kantor okazał się sprytnym złodziejem, który wyrwał nam banknot 100 Euro. W sekundzie otoczyli nas jego rośli koledzy a przed nami stanęła wizja powrotu do Polski bez grosza w kieszeni. Po negocjacjach oddali nam równowartość 50 Euro. W sumie chyba ta historia miał dla nas szczęsliwe zakończenie. Złamaliśmy też bardzo ważną zasade, która mówi o tym, żeby nie miec przy sobie duzych nominałów, wiec po części sami się naraziliśmy na tą sytuacje.
Plecaki zostawiliśmy w przechowalni i ruszyliśmy na zwiedzanie miasta. Do sniadania zafundowaliśmy sobie z tej radości po kolorowym butelkowanym drinku, łamiąc tym samym zasadę picią alkoholu po południu. Posziśmy do portu, zrobiliśmy obowiazkowe zdjęcie na Schodach Patiomkinowskich a po południu ruszyliśmy na plaże. Nie kąpaliśmy się, bo woda okazała się lodowato zimna( co dziwne rok temu kąpałam się po drugiej stronie miasta- w maju). Czarek za to zdrzemnał się i zaowocowało to opalenizną "na świnkę".
Wieczorem wsiedliśmy do płackartnego pociągu do Lwowa. W końcu udało się nam trochę przespać.