Rano wjechaliśmy na drogę w stronę Inverness.
W tych oddalonych od utartego szlaku okolicach jest dużo do zobaczenia i musimy zrobić tak, żeby dojechać do wieczora do następnego miejsca, w którym mamy zapłacone dwa noclegi, żeby troche pozwiedzać i żeby nie zamęczyć latorośli.
Zdecydowalismy nie zwiedzać tym razem polecanego Pennan i skupilsmy się na niedalekiej zatoczce Cullykhan, było tam dosłownie kilka osób i mnóstwo ptaków.
Następnie pojechaliśmy do Banff, gdzie zwiedziliśmy bardzo dokładnie plac zabaw i bardzo pobieżnie Duff House. Duff House jest zapewne obowiązkowym punktem na mapie dla wielbicieli sztuki, z tego co udało mi się zobaczyć pomiędzy pilnowaniem chłopaków, to można tam pewnie spędzić pół dnia podziwiając wnętrza i obrazy (https://www.visitscotland.com/info/see-do/duff-house-p246341).
Po fish&chips w centrum miasteczka pojechaliśmy do Camping pod Heaven w Abriachan.
Aberdeenshire opuscilismy z poczuciem niedosytu i postanowieniem, że wrócimy kiedyś i poswiecimy temu regionowi więcej czasu.