Skoro karmiliśmy dzieci opowieściami o potworze z Loch Ness przygotowując je do wyjazdu na wakacje (wzielismy nawet ciastka, które rzekomo Nessie lubi) to zwiedzanie zaczęliśmy od miejsca, które miało nam przybliżyć historię i legendy związane z potworem.
The Loch Ness Centre & Exhibition okazało się w naszym przypadku stratą czasu. Starsza latorośl po zakupie nietanich biletów (20 funtow po zniżce z kartą Historic Scotland) odmówiła wejścia do ciemnych pomieszczeń, Cezary wyszedł z nim na zewnątrz. W jaskiniopodobnych pomieszczeniach wyświetlane były filmy o tym jak miejscowi ludzie i naukowcy żądni sławy rozsławili rzekomego potwora (niektórzy wierząc w niego naprawdę). Niby ok, ale Antek znudził się po 3-cim filmie i całe zwiedzanie zajęło nam 20 minut.
http://www.lochness.com/
Kolejnym punktem programu były ruiny zamku Urquhart (https://www.historicenvironment.scot/visit-a-place/places/urquhart-castle/). Zapchany parking z kolejkami na wjazd, olbrzymie kolejki do kasy i mnóstwo ludzi w ruinach zamku utwierdziły nas w przekonaniu, ze legenda Nessie przyciąga w to miejsce ludzi z całego świata. Cena wstępu też nie jest niska, ale z kartą nie płaciliśmy i mieliśmy wejście bez kolejki. Darowaliśmy chłopakom zwiedzanie wystawy o potworze, chociaż pewnie była ciekawsza niż w Loch Ness Centre i poszliśmy na zamek. Niewiele chyba zamków jest w UK, gdzie nie można deptać trawy a ten właśnie jest taki :) No ale pewnie tylko w ten sposób można utrzymać trawnik w najsoczystszym kolorze zieleni :)
Postanowlismy chociaż na chwile odpocząć od tłumów i pojechaliśmy do miasteczka Drumnadrochit. Tam też było zielono i ludzi niemało, ale chociaż mogliśmy z zieleni skorzystać i pozwolić dzieciom się troche wybiegać.
Fajna okolica i ciekawe, ogólnie, było zobaczenie miejsca znanego większości mieszkańcom ziemii, bo któż o potworze z Loch Ness nie słyszał, ale fajnie było po południu posiedzieć w naszym małym kempingu w cichym lesie i dzielić go z niewielka ilością ludzi.