Brytyjczycy mają swoisty styl i pomysł na wakacje pod namiotem. Kupują mnóstwo sprzętów typu dmuchane sofy i potrafią przesiedzieć na kempingu kilka dni, nieczęsto się z niego ruszając. Tak właśnie wygląda kemping na którym byliśmy. My i kilka innych minimalistów znaleźliśmy sobie spokojny kącik, który opuściliśmy rano i pojechaliśmy na zwiedzanie okolic.
Dla urozmaicenia wrażeń zwiedziliśmy przędzalnie bawełny Stanley Mills (https://www.tripadvisor.co.uk/Attraction_Review-g186565-d1600336-Reviews-Stanley_Mills-Perth_Perth_and_Kinross_Scotland.html). Młodszy, akurat jak czytałam, że ludziom tam urywało palce i gniotło dłonie, wsadził palucha w jakieś tryby. Paluch ocalał, chciał interaktywne muzeum to miał ;)
Po spacerze po okolicy pojechaliśmy do miejscowości Killiecrankie. maja tam ładny wiadukt i ciekawe ścieżki. Na kilka godzin z rozbrykanymi dziećmi, jak znalazł.
Co nam się bardzo podobało w Szkocji, to to ile wysiłku miejscowe władze wkładają (zapewnie przy wsparciu rządu), żeby w każdym zakątku można było coś zobaczyć. Większość miejscowości ma visitors centre, miejsce gdzie można się troszkę dowiedzieć o okolicy, skorzystać z toalety, napić kawy, często są tam kąciki dla dzieci. Niektóre są płatne, ale zazwyczaj są to opłaty symboliczne, chyba, że jest to np. destylarnia.