Od wiosny palnowalismy pojechać do miasteczka Szekspira na rowerach. Wypatrzyliśmy w internecie, ze można tam dojechać wzdłuż kanałów. Według kogoś, kto przejechał te trasę przejazd w jedną stronę zajmuje ok. 3 godzin.
W połowie sierpnia podjęliśmy pierwszą próbę przejazdu, ale po 6 milach złapałam kapcia i z braku zapasowej dętki musieliśmy prowadzic rowery do domu.
Tym razem mieliśmy po jednej zapasowej dętce, wyjechaliśmy ok. 10 rano, co miało dać nam 10,5 godziny do zachodu słońca.
2,5 mili od miejsca gdzie mieszkamy, w miejscu zwanym Kings Norton,Worcester & Birmingham Canal krzyzuje się z Stratford-upon-Avon Canal.
Po przejechaniu kilkuset mestrów lasem musieliśmy przejechać kawalek miastem, gdzyż wzdłuż ponad 300-metrowego tunelu nie ma ściezki. Po ponownym wjechaniu na ścieżke wzdłuż kanału przez długi czas jechaliśmy po stosunkowo dobrej nawierzchni, która potem ustąpiła miejsca wąskiej wyboistej ścieżce.
Po przejechaniu pod autostrada okalającą Birmingham w okolicach miejscowości Hockley Heath zaczęliśmy jechać lekko w dół. Kanał poprzecinany był śluzami, co wyglądalo bardzo malowniczo. W sumie na przestrzeni kilku kilometrów jest prawie 40 śluz, niektóre bardzo blisko siebie. Warto było zatrzymać sie i popatrzeć jak barki"wspinają sie" na poszczególne poziomy.
Na kilka kilometrów przed Startford, w Wilmcote jest kolejne 10 śluz, na tym odcinku polna ścieżka ustąpiła utwardzonej nawierzchni, co troszke ułatwiło nam pokonanie ostatniego odcinka.
O 15-tej dojechaliśmy do centrum miasta. Szczęśliwi, aczkolwiek lekko zaniepokojeni faktem, że jechaliśmy nie 3 godziny a 4,5 postanowiliśmy nie zwiedzać miasta dokładnie. Tak naprawdę zawsze mozemy przyjechać tu pociągiem na cały dzień.
Nie mogliśmy jednak nie obejrzec centrum miasta, a w nim domu, gdzie urodził sie Szekspir.
Spędziliśmy prawie 1,5 godziny na zwiedzaniu a ostatnie pół przeznaczyliśmy na przerwę na piwo i pepsi w jednym z pubów nad kanałem.
Ok 5-tej wyruszyliśmy w drogę powrotną. Tym razem było o tyle ciężej, że musieliśmy jechać pod górkę wszedzie tam gdzię były śluzy. Swiadomość tego, że prawdopodobnie nie zdązymy przed zmrokiem była jednak bardzo motywująca. Nie udało mi się też uniknąć złapania kapcia, na szczęscie tyko jednego.
Do przedmiesci Birmingham dojechaliśmy już po ciemku i odcinek pomiędzy tunelem przy Kings Norton a domem przejechaliśmy po chodnikach, kierujac się wieżą uniwersytetu, ponieważ okolicy zupełnie nie znaliśmy.
Dojechaliśmy o 21.30, czyli ponad godzinę po zachodzie słońca, ledwo żywi, ubłoceni po szyje, ale szczęśliwi.