No i wielki dzień nadszedł. Po ponad roku oczekiwania i przygotowań wyruszyliśmy na spotkanie przygody naszego życia. Ostatni tydzień spędziliśmy we Włoszech, Cezary na konferencji, ja na wakacjach na doczepkę.
Wróciliśmy w piątek załatwiając w ostatniej chwili okulary przeciwsłoneczne (niezbedne w wys. górach).
Póki co plecaki mamy lekkie, ważą 12 i 15 kg, plus 3kg podręcznego bagażu.
W Londynie spotkaliśmy się ze znajomymi w restauracji w której pracowaliśmy jak przyjechaliśmy do UK. Niewiele się tam zmieniło, atmosfera ciągle taka sama, wymagania właścicieli rosną...Miło było się spotkać i ale oboje cieszymy się, że już nas tam nie ma. Spędzliśmy tam 3 godz. rozmawiając o planach na przyszłość (lub ich braku) i śmiejąc się do łez z Karima (how can you put your mother on Facebook?!!!!!).
Do Heathrow pojechaliśmy zwykłym metrem (jest jeszcze szybka linia z Paddnington) co zajęło chyba z godzinę i po odprawie czekamy na samolot, który podobno leci prawie pusty.