O 5.30 wylądowaliśmy w Bahrajnie. Na pokładzie samolotu dwa razy nas nakarmili i to naprawdę smacznie:) Temperatura w momencie lądowania to +32C!. Masakra. Zdążyliśmy się spocić przed terminalem.
O tej porze lotnisko było prawie puste. Cezary dostał powitalnego sms-a zapraszającego do udziału w konkursie o...kilo złota. Rezygnując z udziału poszliśmy kantoru i rozmieniając 10 funtów dostaliśmy 6 dinarów. Duża kawa kosztowała 1.80, kawałek ciastka 1.60. Można było kupić też los i zawalczyć i jakieś super auto koło stanowiska z gadżetami Ferrari, koszt losu to jedyne 50 dinarów:)To zapewne okazja za jedyne 380 PLN.
Przed lądowanie poinformowano mpasażerów, ze z racji trwania świetego miesiąca Ramadanu w kraju obowiązuje zakaz jedzenia, picia i palenia na terenie kraju. Na szczęscie nie dotyczyło to lotniska.
Mając 4 godz. do następnego wejścia na pokład wykorzystaliśmy czas na zwiedzanie lotniska. Na pierwszy ogień poszły toalety:) Niektóre to kucane, natomiast wszystkie mają wężyki z wodą obok muszli (lub jej widocznego braku), których to ludzie z tej częsci świata używają, obowiązkowo posługując się lewą ręka. My nie skorzystaliśmy , używajać zachodniego wynalazku , czyli papieru toaletowego.
Sklepów wolnocłowych jest kilka, jeden nawet z zachodnimi alkoholami i słodyczami. Z lokalnymi słodyczami , figurkami, olejkami zapachowymi i orzechami był niestety tylko jeden i bardzo drogi.
Przed odlotem skorzystaliśmy z darmowego internrtu. Napisaliśmy kilka krótkich wiadomości i poszliśmy na nasz samolot. W odróżnieniu od poprzedniego, ten był pełny. Odlot się opóźnił, bo podobo ktoś się nie zjawił a jego bagaż już był w samolocie i trzeba było go wygrzebać .