Drogę powrotną przespaliśmy i w Jaipur byliśmy po 17-tej. Cezary ciągle nie czuł się najlepiej, więc poszłam na miasto po cukierki Vicks Vaporub i banany. Co dziwne byłam rzadziej zaczepiana przez sprzedawców i podwozicieli sama niż jak chodziliśmy w grupie...
W restauracji zastanawialiśmy się na jakich zasadach pracują tu wszędzie kilkunastoletnie chłopaki i czy chodzą też do szkoly. Wczorajsze święto było niewątpliwą atrakcją dla dzieciaków w całym kraju, ale w "naszej" restauracji przy obydwu posiłkach pomagali ok. 12 letni chłopcy.