Pogadalismy rano z Jeanem- Francuzem z naszego hotelu, ktory jest kucharzem i mieszka na Grenlandii. Goraco polecal nam Ameryke Poludniowa i Torres del Paine. Robi sie niebezpiecznie, to juz kolejna osoba, ktora wspomina o tamtych okolicach...
Pozegnalismy Sarah obiecujac sprobowac zaklepac jej pokoj w Marakeszu i poczlapalismy na dworzec. Autobus byl przedpotopowy, wiec jechalismy dluzej, obowiazkowo jednak zatrzymujac sie na posilek (to chyba tutaj standard, kazda dluzsza trasa wymaga przystanku przy jakiejs jadlodajni).
Zostalo nam jeszcze kilka rzeczy do kupienia, wiec znowu wyruszlismy na podboj bazaru. Ujela mnie szczerosc sprzedawcy, kiedy kupowalam bluzke dla siebie. Pan sprzedawca (bo tylko panowie tam byli za lada) bardzo uprzejmie, ale stanowczo zaproponowal mi wziecie rozmiaru L zamiast M, mowiac wprost,ze M-ka bedzie na mnie za mala. Musialam sie wiec tlumaczyc, ze mam nadzieje wrocic do swojego "normalnego" rozmiaru po ciazy:).
U zaprzyjaznionego juz sprzedawcy soku pomaranczowego wypilismy po szklaneczce tego dobra i poszlismy na ostatni kus-kus do restauracji Toubkal. Obeszlismy plac i okoliczne bazarki jeszcze kilka razy placzac sie bez celu, chlonac zapachy i dzwieki tego miejsca.
Do poduszki poczytalismy listopadowe wydanie "Twojego Stylu" i "Pani" zostawione w hotelu na poleczce przy naszym pokoju. Nic z tego nie wynioslam, chyba jedynie to, ze nie uwazam sie za typowa kobiete sukcesu skoro takie pisma mnie nudza.
bluzki 250 MAD za 2
kus-kus 33 MAD/porcja