Nasz znajomy Andy jest Walijczykiem i jak kazdy mieszakniec tej niewielkiej krainy jest absolutnie dumny ze wszystkiego co walijskie. Poczawszy od jezyka, poprzez gory i zamki a skonczywszy na Cardiff. Dalismy sie mu wiec porwac na wycieczke do stolicy.
Przyznam, ze nie bylismy specjalnie tym miastem zainteresowani wczesniej, bo wiedzielismy, ze jest ono "mlode" i nowoczesne. Podobno jeszcze do niedawna bylo ono zwyczajnym portowym miastem, niezbyt ladnym i zaniedbanym. W 1999 roku Walia otrzymala autonomie i prawo do wlasnego parlamentu. To i upadek przemyslu weglowego (zmniejszylo to znaczenie miasta jako portu) sprawily, ze swiezo upieczona stolice ambitnie zaczeto przebudowywac.
Gdzie kiedys byly biedne, portowe tereny niedawno wybudowano Senedd, budynek Walijskiego Zgromadzenia Narodowego. Cezary zlamal Andiemu serce zauwazajac, ze wyglada on jak dworzec autobusowy:) Na szczescie Millennium Centre zyskal juz wieksze uznanie. Spod "dworca" poszlismy zobaczyc jak Walijczycy uporali sie z zalewaniem tej czesci miasta. Po prostu odcieli zatoke od miasta zapora, robiac przy okazji bardzo ladna sciezke spacerowo-rowerowa. Od czasu do czasu przepuszczane sa lodki z jednej strony na druga i wtedy podnoszony jest zwodzony most na zaporze.
Potem poszlismy obejrzec zamek (tylko od zewnatrz, bo juz zamykali) i centrum miasta.
Zanim jeszcze sie zciemnilo pojechalismy zobaczyc (niestety tez zamnkiety) zamek Caerphilly z 13-go wieku.
Na koniec musze przyznac, ze zmienielam zdanie na temat "mlodych" miast. Cardiff ma duzo przestrzeni, parkow, sciezek rowerowych, szerokie ulice i sprawia wrazenie przyjaznego jego mieszkancom. Wszystkim nam sie podobalo:)