Po sniadaniu (czarny chleb, pasztet z ryby i herbata) poszlismy zwiedzac miasto.
Warto zauwazyc, ze na Ukrainie czesto bardzo ladnie prezentuja sie dworce kolejowe. Tak tez jest we Lwowie. Podobo stanowi on jeden z wazniejszych zabytkow miasta. Przepiekny jest tez rynek, z bogato zdobionymi kamienicami. W 1998 r. zostal wpisamy na liste UNESCO.
Po kilku godzinach chodzenia po miescie wybralismy sie na cmentarz Lyczakowski i tam utknelismy na dobre. Ja zwiedzilam to miejsce rok temu, ale pamiec okazala sie zawodna i pamietalam tylko kilka nagrobkow. Cezarego owladnela pasja fotografowania i jakims sposobem do cmentarza Orlat Lwowskich dotarlismy jak zachodzace slonce przeswitywalo tylko zza drzew.
Cmentarz Lyczakowski to pieknie zdobione,bogate i roznorodne pomniki (leza tam m.in. Iwan Franko, Maria konopnicka, Gabriela Zapolska, Artur Grottger i Julian Ordon-ten od reduty). Cmentarz Orlat Lwowskich jest jego kontrastem. Nagrobki sa polozone w rownych alejkach, z takimi samymi plytami. Z tego miejsca zastaly tez sprowadzone do Warszawy zwloki tzw"nieznanego zolnierza".
Chodzenie po cmentarzu i zimno(snieg wszedzie) wyssalo z nas cala energie. Dzien zakonczylismy w jakims barze piwem i czeburiakami (takie mega pierogi z nadzieniem z miesa i kapusty najczesciej smazone w glebokim tluszczu. Jeden posilek=jeden czeburiak.