Lublana okazała się bardzo małym jak na stolicę miastem.O jej zwiedzeniu marzyłam od dawna bedąc pod wrażeniem książki ”Weronika postanawia umrzeć”. Najbardziej zapadła nam jednak w pamieć malutka fontanna przedstawiająca grube, brykające koniki w miejscu którego nie byłabym w stanie drugi raz odszukać.
W południe pojechaliśmy pociągiem do miejscowości Postojna, w której znajduje się najwieksza udostepniona turystom jaskinia na swiecie(http://www.postojnska-jama.si/en-index). Na początku jedzie się przypominającymi te z wesołego miasteczka wagonikami. Po ok 10 min dojeżdża się do miejsca, gdzie są przewodnicy( każdy prowadzi grupę w innym języku). My prawie cały czas szliśmy na końcu, bo nie można było tam robić zdjęć a my jednak bardzo chcieliśmy miec jakieś( i tak bez lampy, wiec nie przesadziliśmy bardzo). Ogólnie miejsce naprawde warte polecenia, wszędzie stalaktyty i stalagmity(pokłony dla tych ktorzy pamiętają ktore są które). Miejscami czułam się jakbym była w jakiejś olbrzymiej makutrze po której scianach spływają cienkie stróżki masy kakaowej. Jedynym minusem jest nadmierna popularność tego miejsca.
Po zwiedzeniu jamy (po słoweńsku jaskini) poszliśmy na piwko a potem łapac stopa w kierunku granicy z Włochami. Staliśmy długo i kiedy już wypatrzyliśmy miejsce na nocleg zatrzymał nam się gość który jechał do Gorice, miasteczka przy granicy. Przyjechaliśmy jak już było ciemno i ok. godziny musieliśmy iść do przejścia. Jak już tam dotarliśmy to na pierwszych szlabanach nikogo nie było, przeszliśmy je więc bokiem. Przy drugich siedział Włoch i przez granicę nas nie przepuścił, mówiąc, że to jest autostrada i na pewno bedziemy łapać jak przejdziemy kawałek. Nie dał się przekonać, że chcemy znaleźć nocleg i łapać rano. Poszliśmy więc z powrotem, ale to nie był koniec niespodzianek. Po ok 50 metrach ktoś na nas... zagwizdał i zaczął coś krzyczeć. Wołał nas słoweński strażnik w celu wyjaśnienia, "że to nie jest McDonalds". Musieliśmy tłumaczyć ile mamy pieniędzy, skąd jesteśmy i dlaczego wracamy. Na początku wydawał się wkurzony, ale potem się śmiał. Perspektywa spania w krzakach przy samej granicy nie bardzo nam odpowiadała, więc znaleźliśmy motel w mieście(była już 23-a).