Snowdonia to nasz pomysl na spedzenie tegorocznych Swiat Wielkanocnych. Planujemy pojechac dwa razy do Polski w wakacje, wiec wyjazd na Wielkanoc w ogole nie wchodzil w gre.
Zarezerwowaliśmy wiec miejsca w tzw.barnhouse (barn to stodoła) , i za zawrotnie niską cenę (8 funtow za osobę za noc) mieliśmy dzielić "pokój" za 13-toma innymi osobami.
Wyjechaliśmy ok. 8 rano, zatrzymaliśmy się w jakimś miasteczku po drodze i w celu nabrania sił na zdobycie najwyższego szczytu Walii spożyliśmy brytyjski specjał full english breakfast (jajka, bekon, pieczarki, pomidor, fasolka w sosie pomidorowym, tosty i kiełbaski).
Ok 12-tej zajechaliśmy na parking nad jeiorkiem Cwellyn i poniewaz było strasznie wietrznie włozyliśmy na siebie wszystkie możliwe ubrania.
Podejscie z początku było dosyć łagodne. Czesto musieliśmy przechodzić przez zagrody z owcami. Szlak przechodził przez nie i tylko tabiczki przy bramkach informowały o konieczności zamykania.
W połowie drogi zaczęliśmy iść po ośnieżonej ścieżce, a ostatnie pół godziny brnęliśmy w burzy snieżnej. Na szczeście jak juz dotarliśmy na szczyt trochę sie rozpogodziło.
Zeszliśmy inną trasa(do Rhyd-Ddu) i udało sie nam złapać ostatni pociąg do naszego parkingu.
Pojechaliśmy do Waunfawr, gdzie mieliśmy zarezerwowane noclegi. Budynek rzeczywiście wyglądał jak mała stodoła. Na parterze była kuchnio-jadalnia a na poddaszu pomieszczenie z 16-oma materacami. Pozostali amatorzy taniego spania już tam byli (Anglicy i Chińczycy).
Prysznice i łazienki były w oddzielnym budynku, ktory w poprzednim życiu był...kurnikiem.
Na dobre zakończenie dnia poszliśmy na godzinkę do wioskowego pubu.