Poranek zaczęliśmy wielkanocnym śniadaniem (byly jajka, szynka, sałatka, buraczki, chrzan, kabanosy, polski chleb i ciasto) i chcieliśmy znależc gdzieś kościól. Pojechaliśmy do najbliższego miasteczka i weszliśmy do kościoła anglikańskiego. Msza w której uczestniczylismy była dosyć nietypowa. Prowadzona prze kobietę i zupełnie dla nas nie wielkanocna, w momencie kazania pani zaczęła opowadać swoją o swojej ubiegłorocznej podrózy do jednego z afrykańskich krajów, której celem była pomoc żyjącym tam w skarajnym ubóstwie ludziom. Ciekawa opowieść poparta zdjęciami wywarła na nas duże wrazenie. Po mszy wszyscy wyszli z ławek i okazało się, ze wzbudziliśmy w nich duże zaciekawienie. Pytali skąd jesteśmy i generalnie byli bardzo mili.
Po mszy poszlismy zwiedzić zamek ( Caernarfon castle).
Kolejnym celem stała sie wyspa Anglesey. Pojechalismy do wioski Pemnon zobaczyc latarnie morską. Oprócz latarni były tam dwa budynki, w jednym kawiarnia, do ktorej wstapiliśmy. Miejsce to wyglądało jak jedno z tych "na końcu świata". Prawdopodobnie w lecie jest tam dużo turystów, ale co ci ludzie tam robią w zimie?
W drodze powrotnej zatrzymaliśmy sie w Beaumaris, gdzie jest bardzo ładny zamek. Nie poszliśmy go jednak zwiedzać stwierdzając, że jeden dziennie wystarczy. Pochodziliśmy po miasteczku szukając miejsca, gdzie można zjeść coś ciepłego i niestety nic nie znaleźliśmy.
Pojechaliśmy do Llanberis, gdzie w końcu trafiliśmy na jakąś pseudo-restaurację. Porcje były za to olbrzymie i najedliśmy się porządnie.
Poszlismy do miejsca z którego organizowane są wycieczki do elektrowni, bylo juz zbyt późno na wejście, więc zdecydowaliśmy tu wrócić jutro.
Objechaliśmy na koniec dnia górę Snowdon ( Yr Wyddfa po walijsku) dookoła i wróciliśmy do naszej stodoły. Po bigosie i żubrówce spaliśmy grzecznie do rana.