O 6.30 zjedliśmy śniadanie-kaszkę, ryżową chyba, z jabłkami i mlekiem. Przy płaceniu okazało się, ze nasz "prysznic" też miał swoją cenę i musieliśmy dorzucić po 100 rupii od osoby (pokój 100). Angela powiedziała nam też, że jak chcieli sobie chwilę wczoraj posiedzieć po kolacji to przyszła seniorka rodu i powiedziała im, zeby sobie już poszli, bo ona chce spac. Widocznie miejscowi kładą dywany na ławach nie dla wygody tyłka gości, tylko zastępczo zamiast materaca.
Zanim ruszliliśmy w dalszą drogę chcieliśmy zobaczyć zobaczyc mijany wczoraj monastyr. Niestety był zamknięty na kłódkę i wyglądał na trochę zaniedbany.
Przez 3 godz. schodziliśy w dół, mając bardzo ładne widoki na rozległa dolinę i rzekę w dole. Kilka razy przechodziliśmy przez podwieszane mostki, na szczęście większość to metalowe, niezardzewiałe jeszcze konstrukcje.
Do wioski Kenja, gdzie umówiliśmy się z Kiwi, też prowadzi drewniano-metalowy mostek. Po drogiej stronie rzeki czerwona brama kani wita wspominając tez coś o męczennikach co budzi niepokój w połączeniu z wymalowanymi u jej zwięczenia...sierpem i młotem. Przypomniało się nam wtedy, ze Maciek miał stracha przed maoistami i, ze to pewnie było właśnie w Kenja.
Przed obiadem zostaliśmy poproszeni o wpis pamiątkowy do policyjnej księgi gości, kilka budynków dalej powiewała czerwona flaga (rozejm niby oficjalnie podpisany więc skąd to tyle niepokojących znaków?).
Na obiad zatrzymaliśmy się w GH-ie New Everest, którego właścieciel twierdził, ze jest kuzynem włascieciela GH-u w Jiri w którym spaliśmy. Zjedliśmy pyszne veg+egg noddles i trochę się zasiedzieliśmy, bo zaczęło mocno padać.
Resztę dnia mieliśmy pod górkę, dosyć stromą i męczącą. Poznaliśmy pana, który pracował w Doha w Katarze. Był tam 2 razy i pracował w Carrefour. Mówił, ze tam wszędzie piasek i bardzo gorąco, brakowało mu zieleni..
U celu naszego dzisiejszego trekkingu zatrzymaliśmy sie w wiosce Seti (2575mnpm) w ...New Everest GH. Pani zdecydowanie twierdzi , że jest z właścicielami dwóch poprzednich spokrewniona. Mają to prawdziwy prysznic z ciepłą wodą.
Pokój 50 rupii, prysznic 50 rupii od osoby. Na kolację zjedliśmy podsmażany ryż z warzywami i jajkiem.
Po drodze spotkaliśmy duzo bardzo biedznie wyglądających dzieci, które po "namaste" wołają "hello sweet", "hello photo" lub "hello pen". Potrafią być dosyć natarczywe i wiedza o tym, że nic im się nie powinno dawać nie pomaga. Cieżko nam trochę na sercu jak je spotykamy...